"Życie świetnie mi służy" Lauren McCrossa |
Za czytanie tej książki zabrałam się koło piętnastej. Nim zrobiło się ciemno, doczytałam ją do końca. Była dokładnie taka, jak oczekiwałam - miła, lekka i przyjemna. Doskonała wtedy, gdy pochmurnemu niebu towarzyszy takiż sam nastrój. Dwie kawy, herbata i miska popcornu - to wszystko towarzyszyło mi przy czytaniu. Równie dobry, a może i nawet lepszy, byłby kieliszek wina. Nie mogąc oderwać się od czytania, nie poszłam do sklepu po butelkę.
Jeśli chcesz się dowiedzieć, co robi dwudziestosześcioletnia kobieta, która w sylwestra traci faceta (a już zdążyła pochwalić się paru osobom, że wezmą ślub), a w ciągu najbliższych dni pracę (w kancelarii adwokackiej) i mieszkanie, sięgnij po tę książkę. To ciepła historia o przyjaźni i o tym, jak mogą spełnić się marzenia. Tłem dla wszystkiego są trudne relacje z matką (jednak autorka nie demonizuje tego tematu) i ciepłe uczucia wobec (biernego niestety) ojca a do tego jeszcze idealna siostra i jej idealny mąż...
Coś pomiędzy Bridget Jones, Seksem w wielkim mieście i serialem Przyjaciele - taka właśnie jest moim zdaniem ta książka. To nie wielka literatura zachęcająca do wielkich rozważań, więc wielu pewnie przejdzie obok książki obojętnie, ale - wierzcie mi lub nie - od czasu do czasu prawie każdemu potrzeba takich lektur.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz