wtorek, 5 czerwca 2012

Życie świetnie jej służy, bo potrafiła je po prostu ujarzmić

"Życie świetnie mi służy" Lauren McCrossa
Za czytanie tej książki zabrałam się koło piętnastej. Nim zrobiło się ciemno, doczytałam ją do końca. Była dokładnie taka, jak oczekiwałam - miła, lekka i przyjemna. Doskonała wtedy, gdy pochmurnemu niebu towarzyszy takiż sam nastrój. Dwie kawy, herbata i miska popcornu - to wszystko towarzyszyło mi przy czytaniu. Równie dobry, a może i nawet lepszy, byłby kieliszek wina. Nie mogąc oderwać się od czytania, nie poszłam do sklepu po butelkę. 

Jeśli chcesz się dowiedzieć, co robi dwudziestosześcioletnia kobieta, która w sylwestra traci faceta (a już zdążyła pochwalić się paru osobom, że wezmą ślub), a w ciągu najbliższych dni pracę (w kancelarii adwokackiej) i mieszkanie, sięgnij po tę książkę. To ciepła historia o przyjaźni i o tym, jak mogą spełnić się marzenia. Tłem dla wszystkiego są trudne relacje z matką (jednak autorka nie demonizuje tego tematu) i ciepłe uczucia wobec (biernego niestety) ojca a do tego jeszcze idealna siostra i jej idealny mąż... 

Coś pomiędzy Bridget Jones, Seksem w wielkim mieście i serialem Przyjaciele - taka właśnie jest moim zdaniem ta książka. To nie wielka literatura zachęcająca do wielkich rozważań, więc wielu pewnie przejdzie obok książki obojętnie, ale - wierzcie mi lub nie - od czasu do czasu prawie każdemu potrzeba takich lektur.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz